środa, 9 września 2015

Rozdział 1.

    Siedziałam sama w parku i obserwowałam bawiące się dzieci na placu zabaw. Cudownie było oglądać małe, uśmiechnięte szkraby biegające ciągle na zjeżdżalnie, huśtawki i inne atrakcje znajdujące się tutaj. Ja nigdy nie miałam takiego dzieciństwa jak oni, nie chodziłam z rodzicami na place zabaw, od 14 roku życia byłam zdana na siebie, ponieważ wtedy zmarła moja babcia, była jedyną osobą, która przejmowała się moim losem. No cóż... głupi los mi nigdy nie żałował przykrości. 

 Chwyciłam za gazetę, którą dał mi jakiś nastolatek, gdy wychodziłam z metra, przerzuciłam ją na ostatnią stronę i zaczęłam przeglądać ogłoszenia o pracę. Niestety wszystkie potrzebowały jakichkolwiek umiejętności, prawa jazdy lub wyższego wykształcenia. Nie posiadałam żadnej z tych rzeczy. Westchnęłam głośno zakrywając twarz dłońmi. Chcę się uwolnić od mojego życia, ale nie mam jak. 
Moje rozmyślenia przerwał płacz małego chłopca. Leżał na ziemi z rozbitym kolanie. Rozejrzałam się dookoła ale nie widziałam żadnego opiekuna, nikogo nie obchodził płacz małego, więc podbiegłam do niego. 
- Hej, nie płacz. - powiedziałam, gdy namaczałam chusteczkę wodą. Przyłożyłam mu do rany.
- Boli.- załkał. 
- Wiem, zaraz ci przejdzie. - uśmiechnęłam się i przykleiłam plaster, który na szczęście miałam w torbie.- Jak masz na imię?
- Joe.- powiedział ocierając oczy.- A pani?
- Jestem Cassie, a nie pani. Jesteś tu sam?
- Nie, z mamusią i siostrą. Ale one poszły po soczek. - powiedział.- już mnie nie boli. Pobawisz się ze mną?
- Jasne. - zaśmiałam się widząc jego uśmiech. 
- Gonisz!- krzyknął i zaczął uciekać, po bolącym kolanie nie było już śladu. Zaczęłam za nim biec uśmiechając się przy tym jak nienormalna. 
- Mam cię!- złapałam go i zaczęłam łaskotać po brzuszku. 
- Joe, Joe!!!- usłyszałam głos kobiety, która biegła do nas z wózkiem. Chwycił mnie za dłoń i pociągnął w stronę jego mamy. 
- Mamusiuuuuu!- krzyknął radośnie.- To jest Cassie moja kolezanka. 
- Co? Joe idź się pobaw, porozmawiam z twoją koleżanką. - 
- Aleee..
- Joe, proszę. - powiedziałam. 
- Ehhh dobrze. - powiedział z grymasem na twarzy. Pobiegł na zjeżdżalnie, a ja usiadłam z jego mamą na ławce nieopodal. 
- Cassie, tak? Możesz mi wytłumaczyć o co tu chodzi?- powiedziała spokojnie. Byłam zdziwiona, bo myślałam, że będzie mnie wyzywać i w ogóle.
- Pani syn spadł z huśtawki i skaleczył się w kolano. Opatrzyłam go i zaczęłam się z nim bawić. - powiedziałam spokojnie. 
- Joe już taki jest, ma słabość do pięknych dziewczyn, co chwile ma nowe "koleżanki" więc mnie już to nawet nie dziwi.- zaśmiała się.- od razu cię polubił, to aż do niego niepodobne. - Uśmiechnęłam się. 
- Cassie, chodź pobawisz się ze mną.- chłopczyk podbiegł do mnie i chwycił za rękę. 
- Joe, przepraszam ale muszę już wrócić do domu.- jego buźka posmutniała. 
- Pobaw się ze mną.
- Joe, Cassie ma swoje zajęcia, pewnie jeszcze się uczysz, prawda?- zapytała.
- Tak. - skłamałam. 
- A pobawisz się jeszcze kiedyś ze mną? - zapytał robiąc słodkie oczy ze shrek'a.
- Może jutro? - zapytała jego mama.- Cassie, głupio mi o to cię prosić, ale niedawno dzwoniła niania Joe i Vanessy, nie może jutro przyjść, a ja mam ważne spotkanie. Mogłabyś się nimi zająć? Oczywiście ci zapłacę. 
- Jasne, nie ma problemu. 
- Doskonale, podaj mi swój numer szczegóły podam ci przez smsa. - Podałam jej ciąg liczb i grzecznie się pożegnałam. 

                                                                            *


Szykowałam się do kolejnego spotkania, tym razem z 30- letnim biznesmenem, idę z nim na bankiet. Spotkanie ma się odbyć w najdroższym hotelu w Londynie. Mężczyzna zaopatrzył mnie w sukienkę, buty i przeróżne dodatki. Nawet w kosmetyki.  Miałam szczęście, że taty nie było akurat w domu i mogłam spokojnie przygotować się do wyjścia. Nie chciałam wyglądać źle, wręcz przeciwnie, chciałam wyglądać fenomenalnie, nie dlatego, żeby mu się spodobać, po prostu chcę i już. Będzie tam dużo bogatych ludzi, może zabrzmi to sukowato, ale pewnie spotkam tam potencjalnych klientów, dzięki czemu będę miała za co żyć. 


Sukienka była odważna, nawet bardzo, ale podobała mi się. Moje blond włosy obadały na ramiona, były pofalowane. Makijaż był mocny, ale nie przesadzony. Całość była idealna. 

                                                                        *
Stałam przed umówionym miejscem od 10 minut, nie chciałam się z nim spotkać pod moją kamienicą, bo było mi po prostu wstyd. 
Po kolejnych 5 minutach w końcu podjechało czarne BMW. Z auta wysiadło dwóch mężczyzn. Jeden był zapewne szoferem, ponieważ otworzył temu drugiemu drzwi, a po za tym to on prowadził pojazd. 
- Witaj Cassandro. - chwycił mnie za dłoń i pocałował w nią.- przepięknie wyglądasz.
- Emm, dzięki. - wzruszyłam ramionami. Po chwili oboje weszliśmy do samochodu.
- gdy ktoś cię zapyta masz 25 lat. - powiedział podczas drogi, był całkiem poważny.
- 25? Nie wyglądam na tyle.. 
- Nie obchodzi mnie to! I możesz rozmawiać tylko z ludźmi, którym cię przedstawię, jasne?
- t-tak. - przerażał mnie, był strasznie wybuchowy.
- Grzeczna dziewczynka- pogłaskał mnie po głowie. - i pamiętaj, dzisiaj należysz do mnie. 


__________
 W KOŃCU DODAJE PIERWSZY ROZDZIAŁ <3
Długo się nie pojawiał, ponieważ miałam drobne rozterki, jeżeli chodzi o fabułę tego bloga. 
Piszcie czy Cara może być jako główna bohaterka, ponieważ nad tym też długo się zastanawiałam :)
I oczywiście śledźcie mojego drugiego bloga; onelife-onewin.blogspot.com niedługo powinien pojawić się rozdział kończący pierwszą część tego opowiadania :) 
Do następnego! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz