czwartek, 24 września 2015

Rozdział 2.

                                                          *Następny dzień*

Przejrzałam się w małym lusterku, ilość podkładu i pudru na mojej twarzy przerażała mnie, ale ta sytuacja tego potrzebowała. Wzięłam głęboki wdech i zadzwoniłam do drzwi domu pani Malik. Po chwili drzwi otwarł mi mały, uśmiechnięty chłopczyk. 
- Cassie!- krzyknął radośnie. - Mamo, mamo, przyszła Cassie- pobiegł do swojej rodzicielki. 
- Dzień dobry- powiedziałam nieśmiało, gdy weszłam do domu.
- Cześć!- powiedziała przelotnie. - Chodź szybko pokażę ci co i jak. - Podążyłam za kobietą. Zaprowadziła mnie do salonu.
- W kuchni masz przygotowaną kolacje dla ciebie i Joe, jest w lodówce. 
- dziękuje, nie trzeba było.
- Daj spokój. - machnęła ręką. - Vanessa pije mleko w proszku. Wiesz jak je się przygotowuje? 
- Mniej więcej. 
- Jak coś to pytaj Joe, on nie raz mi pomagał.- poczochrała malucha po głowie. - i jeżeli będziesz miała jakieś wątpliwości pisz do mnie, a gdy nie będziesz wiedziała gdzie co jest pytaj Joe. Vanessa teraz śpi, powinna obudzić się za jakąś godzinkę. Joe ma być w łóżku o 21. Ja powinnam wrócić dopiero po północy. Jeżeli chcesz możesz tutaj nocować. Masz jakieś pytania?- zamyśliłam się. 
- tylko jedno. 
- a więc słucham. 
- Pani mnie w ogóle nie zna, jestem obca. Dlaczego pani mi zaufała i zostawia swoje dzieci? - kobieta uśmiechnęła się pod nosem. 
- Znam się na ludziach, wiem że nie skrzywdzisz moich pociech. Wiem, że jesteś uczciwa i mnie nie okradniesz. A po za tym mój syn cię uwielbia, od wczoraj o niczym innym nie mówi, jak o kolejnym spotkaniu z tobą. - Chłopczyk się zawstydził, co mnie rozbawiło. - ale teraz na prawdę muszę już iść. 
- Do widzenia- uśmiechnęłam się. 
- Pa!- krzyknęła i zniknęła gdzieś za drzwiami. 
- IMPREZA!- krzyknął Joe. Zaczęłam się śmiać jak nigdy. 

                                                                                 * 

- Joe, idź już spać.- zaśmiałam się gdy chłopczyk  zasypiał mi na ramieniu.
- Nie, oglądam. 
- Skarbie, obejrzysz jutro, idź już. 
- Ohh.. no dobrze.- wyłączyłam Minionki i zaprowadziłam Joe'go do jego pokoju. - położysz się ze mną?
- nie mogę, muszę iść zobaczyć do Vanessy, jak ją nakarmię to przyjdę. - pocałowałam go w policzek i przymknęłam drzwi. Udałam się do pokoju obok, gdzie był pokój małej księżniczki. 

W łóżeczku leżała owa księżniczka. Była przeurocza! 
- Hej- szepnęłam. - czas na jedzenie. - chwyciłam za butelkę, którą wcześniej przygotowałam, wystarczyło tylko podgrzać. Po chwili mleko miało idealną temperaturę. 
Nie mogłam się na nią napatrzeć, jej duże, brązowe oczy uważnie mnie obserwowały. 

Ness była już chyba wyspana, bo co wkładałam ją do łóżeczka wierciła się i była marudna. Uspokoiła się dopiero, gdy ją trzymałam. Wyszłam wraz z maluszkiem z jej pokoju. Zajrzałam do Joe'go, który już słodko spał.
Udałam się do pokoju, wskazanego przez Joe. Pomieszczenie było takie hmmm.. inne. Różniło się od całego domu. Ściany były szare, meble czarne. Pokój był prosty, ale ładny.  
Postanowiłam poleżeć tutaj wraz z Vanessą, nie miałam ochoty całą noc trzymać jej na rękach i stać. Ułożyłam dziewczynkę na łóżku a po chwili sama położyłam się obok niej. Przyglądałam jej się przez długi czas aż w końcu zasnęłam.

                                                                       * 

Obudziły mnie promienie słońca padające prosto na moją twarz. Leniwie otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Przeraziłam się, ponieważ nie widziałam Ness obok siebie. 
- Vanessa?- zaczęłam panikować. Spojrzałam na podłogę, aby zobaczyć czy nie spadła, ale nie.. nie było jej. Wybiegłam z pokoju i udałam się do kuchni, z której słyszałam hałas. 
W pomieszczeniu był Joe, Vanessa i pani Malik. Zaraz... która to godzina?! zegar na piekarniku wskazywał 11. 
- Dzień dobry, Cassandro. - przywitała mnie pani Malik smażąc jajecznicę. 
- Dzień dobry. 
- Cześć Cassie- maluch uśmiechnął się szeroko i spojrzał na mnie. - co masz na twarzy? - O kurde, zapomniałam o tym! Pani Malik spojrzała na mnie. Bez słowa nałożyła jajecznicę na 3 talerze. 
- Joe, weź swój talerz i idź do salonu. - powiedziała spokojnie. 
-Alee.. 
- Joe, proszę. Chciałabym porozmawiać z Cassie. 
- No dobrzeeee. - niechętnie chwycił swój talerz i wyszedł. 
- Siadaj, Cassandro. - podała mi śniadanie. 
- dziękuje, nie jestem głodna, właściwie muszę już iść. 
- Nie myślisz chyba, że wypuszczę cię bez żadnych wyjaśnień. Siadaj. - posłusznie usiadłam.
- Więc? Wyjaśnisz mi skąd się wziął ten gigantyczny siniak na twojej twarzy? 
- Wpadłam na ścianę. 
- Masz mnie za idiotkę?
- N- nie. 
- to proszę, opowiedz mi co ci się stało. 
- Ja.. ja nie wiem od czego zacząć. 
- Najlepiej od początku. - chwyciła mnie za dłoń i uśmiechnęła się delikatnie.

                                                                    *Dzień wcześniej*

Od ponad godziny byłam na bankiecie. Słowa Michaela na początku trochę mnie przeraziły, ale potem jakoś o nich zapomniałam i zachowywałam się normalnie. 
- Jak długo się znacie? - zapytał Samuel, współpracownik Mike'a.
- 3 lata.- odpowiedział mój partner. 
- Dlaczego nam jej wcześniej nie przedstawiłeś?
- Tak jakoś wyszło, Cassandra niedawno wróciła, studiowała prawo w Nowym Yorku. - Ile ten facet jeszcze będzie kłamać? Nie może im po prostu powiedzieć, że wynajął mnie, żebym udawała jego dziewczynę, przyjaciółkę, kogokolwiek..? 
- Nowy York? A na jakiej uczelni? - oczy wszystkich skierowały się ku mnie. 
- Eeee...- w tym momencie zadzwonił mój telefon. - przepraszam na chwilę. Gdy zobaczyłam na wyświetlaczu kto dzwoni, zamarłam.

*rozmowa telefoniczna*
Cassandra: H- Halo?
Tata: Gdzie ty kurwa jesteś?!
C: u koleżanki, spokojnie.
T: Nie kłam! puszczasz się!
C: N-nie, jaa..
T: Zamknij się! Jesteś zwykłą dziwką! Masz wrócić do domu!
C: Ja-asne. 
*
Ojciec był pijany. Jak zawsze. Nigdy go nie interesowało gdzie jestem, nieraz nie było mnie na noc w domu. Bałam się wrócić do domu, nie wiedziałam co mogę tam zastać. Wróciłam do Michaela.
- Mogę cię prosić na stronę?- zapytałam. Wyszliśmy na zewnątrz. 
- O co chodzi?
- Muszę wracać. 
- Jak to?-  Wynająłem cię na całą noc, dziś jesteś moja, pamiętasz? - chwycił mnie za ramię. - Mięliśmy się zabawić- warknął 
- Nie było mowy o żadnym zabawianiu się. - powiedziałam spokojnie. Na co on się tylko zaśmiał. 
- Płacę ci, dziś jesteś moja, jesteś moją dziwką.- wysyczał. 
- Nie! daj mi pieniądze i się pożegnamy.- powiedziałam pewnie, choć bałam się, że może mi coś zrobić. - chyba, że chcesz, żeby twoi znajomi dowiedzieli się kim na prawdę jestem. - Jego twarz zbladła, wiedziałam, że opinia innych jest dla niego ważna, było to widać. Bez słowa wręczył mi 300 funtów i odszedł. Wszystko fajnie, ale jak ja teraz wrócę? Jestem daleko od domu, na taksówkę wydam fortunę. 
Pod hotelem stało auto, którym przyjechałam. W środku był szofer Michaela.
- przepraszam, pamięta mnie pan?- zapytałam.
- Tak, naturalnie. 
- Mike prosił, żeby mnie pan odwiózł, źle się czuję. - skłamałam. 
- Wsiadaj. 

40 minut później byłam już w domu. Grzecznie podziękowałam i wyszłam z pojazdu. Miałam nadzieję, że ojciec już śpi. Weszłam do bloku i udałam się na 4 piętro. Po cichu otworzyłam drzwi i bezszelestnie chciałam przedostać się do swojego pokoju. Prawie udałoby mi się, ale musiałam potknąć się o pełną siatkę butelek. 
- Cassandra?
- Tak, to ja. idę spać. - szybko pobiegłam do swojego pokoju. Niestety on poszedł za mną. 
- Wyglądasz jak szmata..- powiedział opierając się o ścianę. - pieprzysz się na prawo i lewo..
- Nie mów tak.
- Taka jest prawda.. jesteś zwykłą kurwą. Wszystkim dajesz! nie mogę na ciebie patrzeć-  Poczułam przeszywający ból na policzku. - jesteś nic niewarta. - splunął mi w twarz i wyszedł. 

                                                                       ****

- Cassandra.. - Pani Malik wstała i mnie przytuliła.- Tak mi przykro.. 
- Nie potrzebuję pani litości, przepraszam, że w ogóle zawracam pani głowę...
- Nie mów tak, nie zawracasz mi głowy. - uśmiechnęła się.- pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. 
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się. 
- zawsze będziesz u nas mile widziana. Po za tym chciałabym zatrudnić cię na stałe.
- Naprawdę? 
- Jasne, wczoraj spisałaś się świetnie, Joe od rana mówi jak świetnie się z tobą bawił, aż mogę czuć się zazdrosna. - zaśmiała się. 
- dziękuje pani bardzo- przerwałam i zerknęłam na zegarek. - muszę już wracać...
- jeżeli nie chcesz tam wracać to wcale nie musisz.
- Muszę.- posmutniałam. 
- Cassie, postaram ci się pomóc.- wyszła na chwilę z kuchni, po chwili jednak wróciła, trzymając w rękach portfel. - masz pieniądze za wczoraj. - wręczyła mi 200 funtów. 
- to- to za dużo, ja nie mogę. 
- Przestań, to wcale nie dużo, masz i kup coś dla siebie. - wcisnęła mi pieniądze. 
- Dziękuje pani. 
- przestań dziękować i nie mów do mnie pani. Jestem Elizabeth. 

_________

środa, 9 września 2015

Rozdział 1.

    Siedziałam sama w parku i obserwowałam bawiące się dzieci na placu zabaw. Cudownie było oglądać małe, uśmiechnięte szkraby biegające ciągle na zjeżdżalnie, huśtawki i inne atrakcje znajdujące się tutaj. Ja nigdy nie miałam takiego dzieciństwa jak oni, nie chodziłam z rodzicami na place zabaw, od 14 roku życia byłam zdana na siebie, ponieważ wtedy zmarła moja babcia, była jedyną osobą, która przejmowała się moim losem. No cóż... głupi los mi nigdy nie żałował przykrości. 

 Chwyciłam za gazetę, którą dał mi jakiś nastolatek, gdy wychodziłam z metra, przerzuciłam ją na ostatnią stronę i zaczęłam przeglądać ogłoszenia o pracę. Niestety wszystkie potrzebowały jakichkolwiek umiejętności, prawa jazdy lub wyższego wykształcenia. Nie posiadałam żadnej z tych rzeczy. Westchnęłam głośno zakrywając twarz dłońmi. Chcę się uwolnić od mojego życia, ale nie mam jak. 
Moje rozmyślenia przerwał płacz małego chłopca. Leżał na ziemi z rozbitym kolanie. Rozejrzałam się dookoła ale nie widziałam żadnego opiekuna, nikogo nie obchodził płacz małego, więc podbiegłam do niego. 
- Hej, nie płacz. - powiedziałam, gdy namaczałam chusteczkę wodą. Przyłożyłam mu do rany.
- Boli.- załkał. 
- Wiem, zaraz ci przejdzie. - uśmiechnęłam się i przykleiłam plaster, który na szczęście miałam w torbie.- Jak masz na imię?
- Joe.- powiedział ocierając oczy.- A pani?
- Jestem Cassie, a nie pani. Jesteś tu sam?
- Nie, z mamusią i siostrą. Ale one poszły po soczek. - powiedział.- już mnie nie boli. Pobawisz się ze mną?
- Jasne. - zaśmiałam się widząc jego uśmiech. 
- Gonisz!- krzyknął i zaczął uciekać, po bolącym kolanie nie było już śladu. Zaczęłam za nim biec uśmiechając się przy tym jak nienormalna. 
- Mam cię!- złapałam go i zaczęłam łaskotać po brzuszku. 
- Joe, Joe!!!- usłyszałam głos kobiety, która biegła do nas z wózkiem. Chwycił mnie za dłoń i pociągnął w stronę jego mamy. 
- Mamusiuuuuu!- krzyknął radośnie.- To jest Cassie moja kolezanka. 
- Co? Joe idź się pobaw, porozmawiam z twoją koleżanką. - 
- Aleee..
- Joe, proszę. - powiedziałam. 
- Ehhh dobrze. - powiedział z grymasem na twarzy. Pobiegł na zjeżdżalnie, a ja usiadłam z jego mamą na ławce nieopodal. 
- Cassie, tak? Możesz mi wytłumaczyć o co tu chodzi?- powiedziała spokojnie. Byłam zdziwiona, bo myślałam, że będzie mnie wyzywać i w ogóle.
- Pani syn spadł z huśtawki i skaleczył się w kolano. Opatrzyłam go i zaczęłam się z nim bawić. - powiedziałam spokojnie. 
- Joe już taki jest, ma słabość do pięknych dziewczyn, co chwile ma nowe "koleżanki" więc mnie już to nawet nie dziwi.- zaśmiała się.- od razu cię polubił, to aż do niego niepodobne. - Uśmiechnęłam się. 
- Cassie, chodź pobawisz się ze mną.- chłopczyk podbiegł do mnie i chwycił za rękę. 
- Joe, przepraszam ale muszę już wrócić do domu.- jego buźka posmutniała. 
- Pobaw się ze mną.
- Joe, Cassie ma swoje zajęcia, pewnie jeszcze się uczysz, prawda?- zapytała.
- Tak. - skłamałam. 
- A pobawisz się jeszcze kiedyś ze mną? - zapytał robiąc słodkie oczy ze shrek'a.
- Może jutro? - zapytała jego mama.- Cassie, głupio mi o to cię prosić, ale niedawno dzwoniła niania Joe i Vanessy, nie może jutro przyjść, a ja mam ważne spotkanie. Mogłabyś się nimi zająć? Oczywiście ci zapłacę. 
- Jasne, nie ma problemu. 
- Doskonale, podaj mi swój numer szczegóły podam ci przez smsa. - Podałam jej ciąg liczb i grzecznie się pożegnałam. 

                                                                            *


Szykowałam się do kolejnego spotkania, tym razem z 30- letnim biznesmenem, idę z nim na bankiet. Spotkanie ma się odbyć w najdroższym hotelu w Londynie. Mężczyzna zaopatrzył mnie w sukienkę, buty i przeróżne dodatki. Nawet w kosmetyki.  Miałam szczęście, że taty nie było akurat w domu i mogłam spokojnie przygotować się do wyjścia. Nie chciałam wyglądać źle, wręcz przeciwnie, chciałam wyglądać fenomenalnie, nie dlatego, żeby mu się spodobać, po prostu chcę i już. Będzie tam dużo bogatych ludzi, może zabrzmi to sukowato, ale pewnie spotkam tam potencjalnych klientów, dzięki czemu będę miała za co żyć. 


Sukienka była odważna, nawet bardzo, ale podobała mi się. Moje blond włosy obadały na ramiona, były pofalowane. Makijaż był mocny, ale nie przesadzony. Całość była idealna. 

                                                                        *
Stałam przed umówionym miejscem od 10 minut, nie chciałam się z nim spotkać pod moją kamienicą, bo było mi po prostu wstyd. 
Po kolejnych 5 minutach w końcu podjechało czarne BMW. Z auta wysiadło dwóch mężczyzn. Jeden był zapewne szoferem, ponieważ otworzył temu drugiemu drzwi, a po za tym to on prowadził pojazd. 
- Witaj Cassandro. - chwycił mnie za dłoń i pocałował w nią.- przepięknie wyglądasz.
- Emm, dzięki. - wzruszyłam ramionami. Po chwili oboje weszliśmy do samochodu.
- gdy ktoś cię zapyta masz 25 lat. - powiedział podczas drogi, był całkiem poważny.
- 25? Nie wyglądam na tyle.. 
- Nie obchodzi mnie to! I możesz rozmawiać tylko z ludźmi, którym cię przedstawię, jasne?
- t-tak. - przerażał mnie, był strasznie wybuchowy.
- Grzeczna dziewczynka- pogłaskał mnie po głowie. - i pamiętaj, dzisiaj należysz do mnie. 


__________
 W KOŃCU DODAJE PIERWSZY ROZDZIAŁ <3
Długo się nie pojawiał, ponieważ miałam drobne rozterki, jeżeli chodzi o fabułę tego bloga. 
Piszcie czy Cara może być jako główna bohaterka, ponieważ nad tym też długo się zastanawiałam :)
I oczywiście śledźcie mojego drugiego bloga; onelife-onewin.blogspot.com niedługo powinien pojawić się rozdział kończący pierwszą część tego opowiadania :) 
Do następnego!